UDOSTĘPNIJ

Czy ciekawość nowych technologii, świata i chęć podążania własną drogą, to cechy przypisane wyłącznie młodemu pokoleniu? Zdecydowanie nie. Przykładem jest Marek Wenta, Kapitan Żeglugi Wielkiej w stanie spoczynku, pasjonat elektromobilności i OZE. Wilk Morski na emeryturze odnajduje się świetnie na lądzie, na którym nieustannie poszukuje swoich nowych ścieżek.

ORPA.PL: Proszę powiedzieć o sobie kilka słów.

Marek Wenta: Jestem kapitanem żeglugi wielkiej – pilotem morskim. Mam 72 lata i od roku 2016 jestem na emeryturze. Tak po kolei to: Matura w roku 1967- LO Wejherowo. W 1970 kończę Państwową Szkołę Morską w Gdyni na wydziale Nawigacji. W tym samym roku rozpoczynam pracę na morzu. Przechodzę poprzez wszystkie stanowiska oficerskie, aby w roku 1988 uzyskać dyplom kapitana żeglugi wielkiej. Również w tym czasie pracuję na statkach u różnych armatorów. Są to armatorzy polscy, jak PLO czy PŻB, ale również armatorzy niemieccy czy brytyjscy. Byłem Kapitanem na polskich promach pasażerskich, ale też na statkach u armatorów zagranicznych. W roku 1998, zostałem pilotem morskim w Gdańsku. I stamtąd w 2016 roku odszedłem na emeryturę.

Skąd u marynarza – Kapitana Żeglugi Wielkiej w stanie spoczynku zamiłowanie do samochodów elektrycznych?

Samochód elektryczny jest to, na dzień dzisiejszy, zwieńczenie pewnych moich wcześniejszych poszukiwań i rozważań w tematach OZE. Zawsze interesowały mnie pojawiające się pomysły, które oferowały wykorzystanie sił przyrody i były proekologiczne. Stąd wcześniej zainteresowałem się samochodami hybrydowymi. Od 2007 roku do momentu zakupu samochodu elektrycznego w tym roku, jeździłem wyłącznie samochodami hybrydowymi. Także to zamiłowanie rosło wraz z rozwojem i pojawianiem się coraz to nowych modeli EV. No i w końcu musiała zapaść decyzja – kupuję!.

Elektromobilność to bardziej pasja czy ciekawość nowinek technicznych? Jak to się zaczęło?

Jedno i drugie. Jak napisałem w swojej książce, przez całe moje życie kierowałem się zasadą, którą kiedyś wygłosił Albert Einstein; A brzmi ona tak – ,,Ten kto idzie za tłumem, nie dojdzie dalej niż tłum. Ten kto idzie sam, dojdzie w miejsca do których nikt jeszcze nie dotarł”. Jeśli do tego dodam moją ciekawość życia i ciągłą potrzebę poznawania różnych pojawiających się nowinek technicznych, to nie mogłem nie znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj. Pomimo tego, że jestem już na emeryturze, to ta ciekawość dalej siedzi we mnie głęboko i nie pozwala zasiąść wygodnie w fotelu z pilotem do telewizora w ręku.

A jak to się zaczęło. Tak naprawdę to od zawsze, przyciągało mnie nieznane. Stąd, jak zacząłem pływać po świecie, to różne ciekawostki wpadały mi w oko. Pływając w basenie Morza Śródziemnego, w Grecji, Hiszpanii czy we Włoszech, widziałem na dachach wielu domów, urządzenia do podgrzewania wody, korzystające z energii słonecznej. Będąc w Reykjaviku na Islandii, odwiedziłem elektrownię geotermalną, z której 40-to kilometrowym rurociągiem tłoczy się ciepłą wodę do ogrzania całego miasta Reykjavik. Islandia znakomicie wykorzystuje swoje położenie na terenach wulkanicznych. Prawie 100% energii na Islandii, pochodzi z OZE. Wszystko to co widziałem w czasie pływania po Świecie, szalenie działało na wyobraźnię. Kiedy wybudowaliśmy dom, to od początku szukałem rozwiązań jak najefektywniej wykorzystać OZE. Panele na podgrzewanie wody użytkowej założyłem w roku 2000. Następnie zacząłem się zastanawiać jak tu ,,dogadać” się z przyrodą, aby i energię elektryczną pozyskać dla własnych potrzeb. Obniżenie kosztów również miało niebagatelne znaczenie. Kiedy jeszcze nie mówiło się o panelach fotowoltaicznych to interesowałem się różnej maści wiatrakami. Jak tylko pojawiły się panele fotowoltaiczne, to w roku 2015, założyłem, tak trochę na próbę, 6 szt. no i ….wpadłem w spór z Urzędem Regulacji Energetyki. No bo w tamtym czasie przepisy nijak nie pasowały do rzeczywistości. Kiedy w roku 2016 pojawiła się ustawa prosumencka, to mogłem w końcu zrobić wszystko tak jak sobie zaplanowałem, czyli zero prądu z elektrowni w rozliczeniu rocznym, wszystkim zajęło się słońce. Równocześnie obserwowałem co się dzieje na rynku motoryzacyjnym. Najpierw zacząłem jeździć samochodami hybrydowymi. Kiedy pojawiają się pierwsze informacje o samochodzie elektrycznym Tesla, wtedy w mojej głowie pojawiają się pierwsze myśli, że to jest ten kierunek, że to będzie przyszłość motoryzacji. Kiedy w roku, chyba 2014, miałem okazję pojeździć samochodem BMW i3, przeżyłem mały szok. Kiedy wysiadałem z samochodu to już wiedziałem, muszę mieć samochód elektryczny. Kwestią czasu było, kiedy. Drugi warunek, to finanse. No i w tym roku udało się zrealizować marzenie. Fotowoltaika na dachu i samochód elektryczny w garażu to udany mariaż ekologii i ekonomii.

Na co dzień jeździ Pan modelem Kia Niro. Jakie wrażenia? Jest Pan zawiedziony czy zadowolony z podjętej decyzji o zakupie elektryka?

Tak, jeżdżę samochodem eNiro XL 64 kWh. Wrażenia super, niesamowitą frajdę sprawia jazda elektrykiem. Ponieważ przed podjęciem decyzji lubię wcześniej zdobyć jak najwięcej wiedzy na temat tego co zamierzam kupić, to i dużo czytałem o samochodach elektrycznych. Nawet wróciłem do fizyki z czasów licealnych i przypomniałem sobie całą wiedzę o prądzie. Tu muszę dodać, że doskonałą robotę w tym temacie robi Lopez na bezszelestni.pl . Oglądałem blogi Michała – ,,Na Prąd po Polsce”. Michał przekazuje dużo wiedzy użytkowej na temat samochodów elektrycznych. Na spotkaniu w Łodzi (w ramach zlotu użytkowników pojazdów elektrycznych, zorganizowanego przez EV Klub Polska – przyp. red.), powiedziałem Michałowi, żartobliwie oczywiście, że jest głównym winowajcą tego że jeżdżę akurat Kią eNiro.

Czy elektrykiem porusza się Pan na co dzień, czy raczej okazjonalnie?

No właśnie, przywilej emeryta jest taki, że nie mam jakiś ograniczeń czasowych. Czyli podpadam teraz pod definicję ,,okazjonalnie”. Ale kiedy pracowałem, to do Gdańska na stację Pilotów miałem z domu około 50 km. I to też nie codziennie jeździłem . W takim przypadku, również nie widziałbym żadnych problemów z dojazdem i ładowaniem samochodu. Zaletą mojego dzisiejszego statusu jest to, że w domu staram się ładować samochód na maxa ze słońca, czyli w dzień.

Napisał Pan książkę o zawodowej karierze na morzach i oceanach. Może kolejna w takim razie będzie poświęcona elektromobilności?

No tak, w książce opisuję moje autentyczne historie, nie tylko na morzu, ale także i te, z którymi stykałem się na lądzie. Robię to z humorem, stąd tytuł ,,Na przekór bałwanom”. Nie tylko na morzu możemy zetknąć się z ,,bałwanami”, często wchodząc do jakiegoś urzędu, czy czytając jakieś mądre przepisy, nagle odkrywamy, że mamy do czynienia, z niekoniecznie z przypisanym tylko morzu, określeniem. Książkę o elektromobilności? Czemu nie, jak to mówią, nigdy nie mów nigdy. Ponieważ jak historia uczy, wszystko co nowe na swojej drodze do sukcesu, napotyka mnóstwo przeszkód, to może i tytułu bym nie zmieniał, tylko dodał coś o prądzie.

Jest Pan elektromobilnym praktykiem. Co się Panu podoba w procesie transformacji napędowej, której jesteśmy świadkami?

Obserwuję jak szybko zmienia się elektromobilny Świat. Coraz więcej firm samochodowych oferuje w swojej ofercie samochody elektryczne. Konkurencja (pomijam tu Teslę) między nimi powoduje, że pojawiają się coraz mocniejsze baterie, ładowarki pokładowe na prąd zmienny też są coraz szybsze. Rosną zasięgi samochodów. No i bezemisyjność! Im więcej samochodów elektrycznych tym czystsze powietrze wokół nas. Też dużo zmieniło się w ciągu paru ostatnich lat na mapie ładowarek samochodowych w Polsce. Przybywa ich w szybkim tempie. Może przydałoby się więcej superchargerów DC powyżej 100 kW, no ale rozumiem że nie zawsze i nie wszędzie są ku temu możliwości.

Co Pana zdaniem nie działa tak jak powinno i co trzeba zmienić, by np. zachęcić nieprzekonanych w naszym kraju do bezemisyjnego transportu?

Przede wszystkim radziłbym wszystkim zainteresowanym, aby starali się samemu poszukać i poczytać, potem starać się zrozumieć wszelkie niuanse związane z samochodami elektrycznymi. Nie tylko słuchać czyichś negatywnych opinii. Wbrew pozorom, informacji dla chcących je znaleźć, jest dużo. Bardzo dobrą robotę robią chłopaki z elektromobilni.pl, wspomniany Lopez, Michał na swoim blogu ,,Na Prąd po Polsce” i wiele innych osób, którym należy się szacun za to co robią. Wtedy na pewno łatwiej będzie zrozumieć ideę bezemisyjnego transportu.

Czy kolejnym samochodem będzie też elektryk? Ma Pan już jakiś model „na oku”?

Kolejny, tak na pewno elektryczny. Moje ,,oko”, to moja wyobraźnia. Tam widzę samochód o dużym zasięgu i czasie ładowania do ,,pełna” podobnym do tego, w jakim na stacji benzynowej leje do baku paliwo ,,gościu” do swojego ,,benzyniaka”. Ponieważ moja częstotliwość wymiany samochodu to średnio cztery lata, to patrząc na tempo rozwoju techniki, nie wątpię, że bateria do ,,mojego’’ samochodu niebawem trafi na próby wydolnościowe.

Pozdrawiam wszystkich elektromobilnych!

Dziękuję za rozmowę.

Paweł Mazur

UDOSTĘPNIJ

Zobacz również:

PARTNERZY

NEWSLETTER

Zapisz się do naszego newslettera! Bądź na bieżąco z nowościami z rynku paliw alternatywnych

FACEBOOK

POLECANE

ŚLEDŹ NAS NA