Nie jest niczym odkrywczym stwierdzenie, że jesteśmy państwem, które w wielu dziadzinach życia musi gonić czołówkę nie tylko światowego ale też europejskiego peletonu. Teraz mamy tego kolejny przykład. Mowa o dotacjach do samochodów elektrycznych. Od naszych zachodnich sąsiadów możemy się wiele nauczyć. Berlińskie korporacje taksówkowe mogą liczyć od lipca na dotacje do każdego bezemisyjnego auta w kwocie 15 tys. euro, czyli niemal 70 tys. zł!
Wypada mieć nadzieję, że tak oczekiwana u nas druga odsłona rządowego programu dopłat spełni wreszcie pokładane w nim nadzieje i pozwoli na ożywienie sektora elektromobilności i w konsekwencji przynajmniej częściowe zniwelowanie wspomnianego dystansu.
Świat jest zjednoczony w swoich działaniach promujących nowe technologie. Obecnie tą najpopularniejszą stała się elektromobilność. Dla wielu jest to klucz do rozwiązania problemu związanego z zanieczyszczeniem powietrza. Bez wątpienia trudno się z tym nie zgodzić. Trzeba jednak dodać, że osiągnięcie tego jest powiązane z zieloną lub atomową energią.
Mimo, że nie wszędzie tak duży postęp został wykonany, to elektromobilność przyczynia się do obniżenia lokalnego zanieczyszczenia powietrza. Jest to in plus dla mieszkańców coraz to bardziej zatłoczonych miast. Już teraz ok. 60 proc. ludności zamieszkuje aglomeracje. Trend ten może stać się jeszcze silniejszy i osiągnąć nawet 80 proc.
Z tego względu konieczne są intensywne działania, promujące pojazdy zeroemisyjne. Na Starym Kontynencie wielu członków Unii Europejskiej miało już kilka inicjatyw wsparcia. Nie chodzi tylko i wyłącznie o dotacje finansowe – choć te mają największe przełożenie, ale także o ulgi podatkowe czy możliwość parkowania za darmo, jazdę po buspasach lub możliwość nieodpłatnego przemieszczania się po ścisłych centrach miast z wprowadzonymi Strefami Czystego Transportu.
Teraz pojawiają się k0lejne możliwości. W czasie, kiedy większość miast stara się ograniczyć możliwości wjazdu pojazdów prywatnych, konieczne są działania promocyjne publicznego transportu miejskiego lub odpłatnego transportu osobistego – taksówek. Jednak, aby te działania miały sens, konieczna jest wymiana floty pracującej w miastach, na zeroemisyjną.
Berlin wie co robi
Tak dochodzimy do głównego tematu, czyli elektrycznych taksówek. Jak wiadomo nie każdy samochód nadaje się do odpłatnego przewozu osób. Musi to być stosunkowo pakowny i wygodny pojazd. Takie kosztują, zwłaszcza w odmianie elektrycznej, a co za tym idzie niekoniecznie musi być to dobry kierunek biznesowy dla wielu korporacji. Problem ten rozumieją berlińscy legislatorzy. Są oni w stanie dołożyć do 15 tysięcy euro, do każdego auta elektrycznego lub wodorowego, zakupionego przez korporację taksówkarską. Aby uzmysłowić sobie skalę dotacji można przeliczyć to na złotówki. 15 tysięcy euro, przy obecnym kursie (1 euro = 4,52 zł) daje 67 828,12 zł. Za taką kwotę można zakupić auto z segmentu B i to z salonu!
Zgodnie z doniesieniami Electrive, dotacje miałby ruszyć z dniem 1 lipca tego roku w ramach programu WELMO. Maksymalna kwota dofinansowania to wspominane 15 tys. euro. Tym samym jest to połowa albo nawet więcej kosztów zakupu auta. Ponadto w Niemczech cały czas obowiązuje federalny system dopłat, z którego również można skorzystać. Łącząc oba źródła finansowania, może się okazać, że nawet zakup droższego pojazdu to mniejszy koszt niż wybór zdecydowanie tańszego odpowiednika o napędzie konwencjonalnym.
Taxi z kursem na eko
Warto też dodać, że podobne rozwiązanie co w Berlinie, pojawiło się w portowym Hamburgu. Ogłoszono tam chęć dofinansowania zakupu 150 zeroemisyjnych taksówek (w tym 20 do przewozu osób niepełnosprawnych) kwotą 10 tys. euro (45 212, 99 zł) na każdy pojazd. Bez wątpienia można takie rozwiązanie ogłosić udanym, gdyż po wystartowaniu w marcu tego roku, przeznaczony budżet wyczerpał się w błyskawicznym tempie.
Wymiana flot taksówkowych na ekologicznie następuje nie tylko u naszych sąsiadów. Madryt ruszył w projektem znanym jako „Taxi-as-a-service”, który ma docelowo do 2026 r. wprowadzić do użytku 1000 taksówek wodorowych. Pierwsze modele (prawdopodobnie będą to Toyoty Mirai) na ulicach Madrytu mają pojawić się już w 2022 r. 100 milionów inwestycji obejmuje zarówno flotę pojazdów, jak i infrastrukturę do ładowania (tzw. hydrogeneratory). Podobny kierunek obrał Paryż, który w styczniu 2021r. ogłosił, że najpóźniej do 2024 taksówki z silnikiem diesla mają zostać zastąpione przez 600 modeli Mirai właśnie.
Coliber mały kaliber
Niemieckie podejście jest z pewnością godne podziwu. W końcu nasz zachodni sąsiad potrafił stworzyć system dopłat dostosowany do potrzeb rynkowych i co więcej zaproponowane kwoty wsparcia są wysokie. W Polsce tego typu inicjatywy niestety nie są aż tak popularne. Do tej pory mieliśmy jeden system dopłat rządowych, który składał się z trzech podmiotów. Ten przeznaczony dla taksówkarzy – Coliber, otrzymał budżet w wysokości 40 milionów złotych, z czego na dotacje (finansowanie bezzwrotne) przeznaczono 25 mln zł, a na pożyczki – 15 mln zł. W ramach programu możliwe było otrzymanie zwrotu w wysokości do 20 procent kosztów kwalifikowanych, gdzie maksymalnie mogło być to 25 tys. zł.
Nie obyło się jednak bez obostrzeń. Zgodnie z wykładnią, w programie przewidziano możliwość leasingowania pojazdu, ale wtedy zainteresowani mogli ubiegać się tylko o dotację, a nie o zwrotną pożyczkę. Ponadto maksymalny próg dopłaty zakupu pojazdu i montażu punktu ładowania został ustalony na 150 tys. zł. trzecim obostrzeniem było możliwość złożenia przez wnioskodawcę, wniosku o maksymalnie trzy auta.
Jak łatwo się domyślić, sukces nie był spektakularny. Po niemal miesięcznym naborze do programu złożono jeden wniosek. To świadczy o ułomności rozpisania tych dotacji i niewykorzystanym potencjale, który drzemie w tego typu inicjatywach.
– Firma nie korzysta obecnie z dotacji, natomiast jeśli pojawi się tego typu program, iTaxi chętnie do niego przystąpi. Priorytetem marki, wpisującym się w długofalową strategię rozwoju są działania proekologiczne oraz wymiana floty na hybrydową i elektryczną – skomentowała dla ORPA.pl. iTaxi.
NY nie chce aut Muska
Dla pocieszenia można wskazać inne miasto, gdzie elektryczne taksówki stanęły przed poważnym problemem. Tym razem chodzi o Nowy York, gdzie Taxi And Limousine Comssion (TLC), wydająca pozwolenia na nowe taksówki na ulicach miasta, zablokowała wprowadzenie taboru składającego się z Tesli Model Y. W uzasadnieniu podano, że „będzie ich za dużo”.
O wprowadzenie 50 Tesli na ulice miasta, które nigdy nie śpi, ubiegał się startup Revel. Nadzieją firmy było skorzystanie z nowego prawa, które zakładało łatwiejszą ścieżkę otrzymania licencji, przez chęć zwiększenia liczby samochodów elektrycznych na ulicach NY. Niestety w momencie zakomunikowania przez Revel chęci wdrożenia takiej floty, TLC poinformowało, że kończy z preferencjami dla elektryków. Inicjatywa nie zyskała akceptacji, a w uzasadnieniu podano, że komisja nie chce, by wykorzystywano tę sposobność do zalania ulic Nowego Jorku dodatkowymi samochodami.
Absurd sytuacji polega jednak na tym, że TLC zaproponowało firmie zakup licencji na 50 samochodów spalinowych. Jest to sprzeczne z wcześniejszymi założeniami dotyczącymi m.in. walki o czystsze powietrze i promocji pojazdów o zerowej emisji.
Warto nadmienić, że Revel swoją flotę chciał oprzeć na zmodyfikowanych Teslach Model Y, gdzie nie było fotela pasażera z przodu. Ta przestrzeń była wykorzystana dla osób podróżujących z tyłu, aby poprawić ich komfort jazdy.
Czekając na dopłaty
Nie ma co ukrywać. Dotacje to klucz do rozwoju elektromobilności w różnych sektorach transportu. Dlatego istotne jest ich wprowadzenie nawet na mniej preferencyjnych warunkach. Przykład Niemiec jasno pokazuje, że można je zrobić w taki sposób, aby zachęcić ludzi i firmy do korzystania z nich. Bez takich działań mówienie o ochronie środowiska i zeroemisyjnym transporcie jest jak składanie pustych obietnic, które w efekcie są nic nieznaczącymi frazesami. Wiele osób i firm oczekuje kolejnej odsłony rządowego programu dopłat i wspierania elektromobilności. Miejmy nadzieję, że tym razem spełni on oczekiwania potencjalnych beneficjentów i przyczyni się do realnego pobudzenia sektora w taki sposób, by dystans pomiędzy czołówką europejskiego peletonu elektromobilności, a jego ogonem w którym jedzie Polska zmniejszył się znacząco jeśli nie w krótkim, to przynajmniej średnim horyzoncie czasowym.
Maciej Gis