Sukces czasami szyty jest grubymi nićmi. Jednak w przypadku Tesli chodzi o coś więcej. Pod względem skali produkcji, kalifornijska firma nie może mierzyć z takimi gigantami jak np. Volkswagen czy Stellantis. Za to kosmicznej kapitalizacji zazdroszczą Tesli zapewne wszyscy producenci aut i to niezależnie od wielkości. Skąd ten fenomen?
Samochody elektryczne jeszcze są droższe od ich klasycznych odpowiedników. Ten stan się jednak zmienia. Same produkty stają się z roku na rok coraz tańsze, a dodatkowo w krajach Europy wprowadzane są dotacje do ich zakupu. Wszystko po to, by zwiększyć ich udział w rynku oraz spełnić unijne cele dotyczące zmniejszenia emisji CO2 do atmosfery.
Te ostatnie są nad wyraz rygorystyczne. Zgodnie z ostatnimi zapowiedziami Komisji Europejskiej, planuje się zmniejszyć tą emisję o 55 procent do 2030 roku względem 2021 roku. Jest to znaczące zaostrzenie stanowiska, które zakładało redukcję o 37,5 proc. do 2030 roku. Na tych planach zdecydowanie zyskają producenci, który mają szeroko rozbudowaną flotę pojazdów elektrycznych. Ich doświadczenie zdobyte przez wcześniejsze lata, sprawi, że klienci z większym przekonaniem wybiorą ich produkty niż firm, które dopiero rozpoczynają przygodę z elektromobilnością.
Międzykontynentalny lider
Przykładem koncernu, który jest poważany w Europie oraz na świecie, jest Tesla. Amerykański producent samochodów elektrycznych mimo zwiększającej się konkurencji jest światowym liderem w sprzedaży aut na prąd. Trend (moda?) posiadania auta od tej marki jest na tyle silny, że nie odstrasza nawet cena.
Przykładem może być choćby europejska oferta. Ostatnio podano ceny dla Modelu Y, czyli najmłodszego auta w gamie, które jest na rynku od dwóch lat. Podstawowy wariant (Long Range) to wydatek niemal 300 tysięcy złotych. Jeszcze więcej kosztują Model S (od 415 990 zł) i Model X (454 990 zł). Jedynie Model 3 jest cenowo przystępniejszy, ale nieznacznie. Najtańszy wariant (Long Range) kosztuje w Polsce od 199 990 zł. Jak można zauważyć nie są to najtańsze samochody. Dzięki nasycającemu się rynkowi oraz dopracowywaniu technologii wytwarzania baterii, ceny aut są coraz mniejsze. Już w tym momencie można kupić elektryka poniżej 100 tys. zł. Największy wybór jest jednak z przedziału 120-180 tys. zł. Jest to jednak znacznie mniej niż ceny Tesli. Co więc jest takiego niezwykłego w tych samochodach?
W dużej mierze znaczenie ma osoba, która stoi za marką. Elon Musk stał się wyznacznikiem trendów a jego jeden Twitt powoduje znaczące zaburzenie na światowych giełdach. Wróćmy jednak do samej Tesli. Craig Irwing, analityk finansowy z Roth Capital, zauważył, że wartość rynkowa Tesli przekracza kapitalizację najważniejszych firm z segmentu, nie osiągając do nich podobnych wyników. Według niego adekwatna wartość akcji firmy notowanej na NASDAQ powinna wahać się w granicach około 150 dolarów za akcję, czyli kapitalizację rynkową w wysokości 144,5 miliarda dolarów.
Elektryczna bańka
Żeby spróbować zrozumieć temat, trzeba zacząć od podstawowych informacji dotyczących marki. Sprzedaż Tesli w 2020 roku wyniosła 499 535 pojazdy. Jest to nic w porównaniu do takich gigantów jak Volkswagen (9 305 400 szt.) czy nawet Daimler A.G. (2 528 349 szt.). Ponadto różnice są też w samej produkcji. Amerykańskiemu koncernowi z siedzibą główną w Palo Alto udało się stworzyć 509 737 pojazdów, co nadal jest niewspółmierne z 8 900 000 sztukami od Volkswagena oraz 2 840 402 od Daimlera.
Jeszcze bladziej wygląda to z punktu widzenia przychodów. Zgodnie z raportami za rok 2020, Volkswagen miał przychód brutto na poziomie 254,6 mld USD, a Daimler – 187 mld USD. Tesla w tym zestawieniu wypracowała jedynie 31,54 mld USD.
I tak przechodzimy do kwestii najbardziej nurtujących. Według przygotowanego zestawienia przez FXMAG, kapitalizacja rynkowa wyniosła dla Volkswagena 158,7 mld USD, dla Daimlera było to 100 mld USD. Tesla natomiast została oszacowana na 598 mld USD. To z kolei przełożyło się na ceny akcji. Volkswagena można było zakupić za 349 USD za akcję. Daimler był tańszy – 94,6 USD za akcję. Tesla natomiast zdetronizowała konkurencję osiągając na zamknięciu ponad 657 USD za akcję i kapitalizację wynoszącą ponad 633 mld USD (stan na 27 lipca br.). Analityk z Roth Capital twierdzi, że jeżeli miałoby się podzielić kapitalizację rynkową przez liczbę sprzedanych samochodów, to dla Tesli wyszłoby to 1,2 miliona dolarów od auta. Jeżeli ta statystyka miałaby być podstawą wyceny spółki to na giełdzie Tesla powinna kosztować w granicach 20-30 dolarów za akcję.
Inne tłumaczenie przyjął Jeff Reeves z MarketWatch, który w artykule „”Jeśli wartościujesz Teslę na podstawie wyników sprzedażowych — jesteś idiotą”, twierdził, że dzielenie kapitalizacji Tesli jest niczym dzielenie wartości Facebooka przez liczbę pracowników. Amerykański koncern (Tesla) zatrudnia 70 577 osób. Jest to o wiele mniej niż Volkswagen i Daimler, które zatrudniają odpowiednio około 665 i 299 tysięcy osób. Tym samym tylko w Volkswagenie liczba zatrudnionych jest mniejsza niż przychody. Tak wracamy do kapitalizacji. Jak przełoży się ją na pracownika, to okaże się, że Tesla na tym polu jest bezkonkurencyjna. W Volkswagenie i Daimlerze, jest to 238 i 335 tysięcy dolarów generowane przez jednego pracownika, wartości spółki na giełdzie. W Tesli jest to zawrotne 8 451 460 dolarów.
Biznes na własnych warunkach
Przedstawione wcześniej różnice są w głównej mierze spowodowane różnym podejściem do prowadzenia działalności. Większość koncernów działa w klasyczny sposób – wykupienia konkurencji. Przykładem może być Volkswagen, który pod swoimi skrzydłami poza Volkswagenem użytkowe i klasycznym Volkswagenem ma Audi, Skodę, Porsche, Bentleya, Lamorghini, Bugatii, Ducati i jeszcze kilka innych marek.
Musk postanowił swój biznes poprowadzić nieco inaczej. Tesla produkuje komponenty do aut i zarabia nawet po ich zejściu z taśmy. Mowa tutaj o stacjach ładowania należących do marki. Kolejnym dobrym posunięciem było wykupienie firm Grohmann i Perbic Machine. Są to podmioty zajmujące się inżynierią oraz automatyzacją produkcji. Dzięki temu Muskowi udało się zwiększyć kontrolę nad całym procesem produkcyjnym oraz ograniczyć koszty, zwiększając wydajność. Ponadto do Tesli należy też Solar City zajmujące się produkcją instalacji fotowoltaicznych, czyli kolejny punkt w rozwoju marki – tak przynajmniej można zakładać.
Oddech konkurencji
W tym pięknym obrazie Tesli brakuje jednak pewnych kluczowych elementów. Według Gordona Johnsona, analityka z GLJ Research, grupa Volkswagena do 2025 roku będzie w stanie produkować samochody elektryczne taniej niż ich spalinowe odpowiedniki. To będzie cios dla Tesli, która nie ma monopolu w tym sektorze.
Teoretycznie można stwierdzić, że w przypadku amerykańskiego producenta samochodów elektrycznych, adekwatne może być przysłowie „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. Obecnie Tesla jest światowym liderem w samochodach elektrycznych, posiadając 27,4 proc. rynku. Drugie miejsce należy do Volkswagena z 18 procentowym udziałem.
Te proporcje mogą się jednak zmienić. Głównym zmartwieniem dla Muska jest właśnie prowadzenie biznesu. Grupa Volkswagena sprzedając samochody elektryczne, nie sprzedaje tylko jednego brendu, a wszystkie, które ma pod swoimi skrzydłami. Tesla w zanadrzu ma tylko cztery modele i nic nie zapowiada o znaczącym poszerzeniu oferty. To może spowodować, że dobrze utrzymująca się sprzedaż stanie się nie wystarczająca na potrzeby rynkowej konkurencji.
Jedyną nadzieją Tesli (a tym samym Muska) na utrzymanie się na topie, jest wygranie wyścigu o autonomizację pojazdów. Jeżeli Musk osiągnie 5-poziom (auto nie będzie potrzebowało atencji kierowcy), to zapewne rozbije tym bank, a inne koncerny (zapewne w znaczącej większości) będą chciały wykupować licencje na stosowanie tego układu. Cześć z nich (np. wspomniany Volkswagen, Volvo czy Ford) prowadzi intensywne prace nad własnymi autonomicznymi systemami i pojazdami. Zobaczymy jednak czy to się uda. Elon Musk twierdzi, że zakładany cel osiągnie do końca 2021 roku. Czy tak będzie? Zapewne niedługo się o tym przekonamy.
Maciej Gis