Rynek obfituje w samochody o różnym napędzie. Można spotkać się z klasycznymi silnikami, silnikami elektrycznymi lub połączeniem obu tych technologii. W okresie przejściowym to ta ostatnia jest kluczem w transformacji napędowej. Nieprzypadkowo dziś hybrydy sprzedają się najlepiej. Postanowiliśmy sprawdzić kolejnego przedstawiciela z tego grona – Arteona, czyli hybrydę typu plug-in Volkswagena, który zadebiutował na rynku bez większych fanfar (i chyba niezasłużenie) pod koniec roku ubiegłego.
Pojazdów hybrydowych jest coraz więcej na rynku. Nie każdy jednak jest wart uwagi, choćby ze względu na układy napędowe, które wcale nierzadko nie działają tak jak powiny. Volkswagen zrobił to dobrze i to już od początku. Połączenie silnika 1.4 TSI o mocy 150 KM, jednostki elektrycznej oraz 6-biegowej przekładni DSG dało zaskakująco dobry efekt. Teraz jest on spotęgowany dzięki mocniejszej odmianie, dedykowanej np. modelowi Cupra czy Skodzie RS.
Ekologia i namiastka sportu
Na własnej skórze miałem okazję przekonać się, co ten układ potrafi. Arteon czyli flagowa limuzyna marki, została w ostatnim czasie odświeżona oraz przy tej okazji dodano do niej kolejną odmianę „R” i „R-Line”. Choć kojarzy się ona głównie ze sportem, to niemiecki producent pomyślał też o ekologii. Z tego względu w tym samochodzie można mieć mocną benzynę albo układ hybrydowy. Choć objętością silnika spalinowego – w odmianie hybryowej – nie różni się on od klasycznej odmiany to w łącznym zestawieniu (silnik spalinowy plus elektryczny) moc zwiększyła się do 218 KM i 400 Nm. Dodatkowa moc pozwoliła na zmniejszenie czasu potrzebnego do osiągnięcia 100 km/h, do 7,8 sekundy. Dało też większą elastyczność, która w tak dużym samochodzie jest na wagę złota.
50 km na prądzie
Warto też pochwalić efektywność tego układu. Przede wszystkim dzięki wykorzystaniu akumulatora o pojemności 13,1 kWh, możliwe jest pokonanie ponad 50 km na samym prądzie. Podczas testów mnie osobiście udało się przejechać 49 km. Jest to wynik zadawalający, zwłaszcza, że ładowanie samochodu z gniazdka zajmuje do 5 godzin. Przy wykorzystaniu wallboxa czas ten skraca się do około 3-3,5 godziny, a na publicznej stacji szybkiego ładowania jest to około 2 godzin. Ponadto można akumulator ładować podczas jazdy wykorzystując specjalny tryb. Wtedy zużycie paliwa zwiększa się do około 10 litrów (w zależności od stylu jazdy). Jest to paliwowo nieuzasadnione działanie, ale na odcinku 100 km, możliwe jest podładowanie akumulatora na około 80 proc. to z kolei przekłada się na możliwość pokonania około 35 km na prądzie – w efekcie nie takie głupie rozwiązanie.
Ponadczasowy wygląd
Arteon R-Line e-hybrid to nie tylko dobry układ napędowy. To również wygląd oraz wyposażenie, którego mogą pozazdrościć Ci, którzy lubią piękne pojazdy. Można zamówić go w głębokim niebieskim kolorze, który do tej por był znany z Golfa R lub Touarega R. jest on dodatkowo kraszony chromowanymi wstawkami i czarnymi elementami. W efekcie przy sporych 19 calowych kołach całość prezentuje się naprawdę reprezentacyjnie. Nie gorzej jest we wnętrzu, gdzie panuje ciemna tonacja połączona z szarością, czernią i srebrem. Jak dla mnie jest to układ idealny. Jedyne co bym zmienił to panel klimatyzacji, który stał się dotykowy. Nie jestem fanem tego rozwiązania. Wychodzę z założenia, że przycisku fizycznego nic nie zastąpi. Jednakże takie są czasy i nic na to nie poradzę.
To co trzeba jeszcze podkreślić to prowadzenie. Choć Arteon to największa limuzyna marki w Europie, to jest dość twardo zestrojona, zwłaszcza w odmianie R. Przy dynamicznej jeździe czuć wyboje, ale w dość przyjemny sposób. Jest też precyzyjny układ kierowniczy, który jest jednym z lepszych w tego typu autach. Jego precyzja zaskakuje. Co więcej ciężkość pracy układu jest uzależniona od prędkości, dzięki czemu można czuć opór na autostradzie i łatwość kręcenia na parkingu.
Ceny Arteona eHybrid zaczynają się od 199.190 zł. Arteon Shooting Brake w hybrydowej wersji typu plug-in jest droższy o 5000 zł.
Prestiż limuzyny, pakowność liftbacka
Według mnie Arteon, zwłaszcza w odmianie hybrydowej to jeden z lepszych pojazdów obecnie na rynku. Oferuje nie tylko prestiż limuzyny, ale też pakowność liftbacka oraz ekologię dwóch napędów, które mogą być wspomagane z zewnętrznego źródła prądu. W okresie przejściowym to dobre rozwiązanie, choć przez wielu niedoceniane. Co więcej odmiana „R” daje poczucie sportu. Choć nie jest to demon przyspieszeń i do sportowego auta mu daleko, to na trasie wystarcza. Zwłaszcza, że nawet przy niemal wykorzystanej energii pozostają „resztki” na pełne przyspieszanie. Tym samym, mimo iż nie pojedziemy za daleko bez użycia silnika spalinowego, to i tak parametry deklarowane przez producenta samochód będzie miał.
Jedynie smutek wywołuje head-up na płytce oraz fakt, że to mogą być ostatnie lata świetlności dla tego modelu. Jak na razie nie zapowiada się, żeby miał on przejść pełną elektryfikację, którą zakłada marka. Można mieć jedynie nadzieję, że mimo zmian jakie nadejdą w ciągu najbliższej dekady, choć bryły pojazdów zostaną uratowane. Napęd elektryczny jest przyszłością ale niekoniecznie tylko i wyłączenie w nadwoziu SUV.
Maciej Gis